Wywiad z prezesem Mitechu, Janem Szupiną
W przyszłym roku Mitech Żywiec będzie obchodził „18-stkę” O klubie, i nie tylko, opowiada prezes i jeden z jego założycieli, Jan Szupina.
Jan Szupina to nie tylko prezes Mitechu Żywiec i jeden z jego założycieli, ale także były piłkarz miejscowych Czarnych.
Przeszedłem w tym klubie wszystkie etapy, od trampkarza, na funkcji prezesa kończąc. Piłka nożna wyglądała zupełnie inaczej, ale to też z uwagi na fakt, że działo się to wszystko już ponad 50 lat temu. Futbol nie był tak podporządkowany taktyce, jak dzisiaj. Więcej trzeba było myśleć, jak podać, jak się ustawić. Mniejsza była dynamika, w skrócie – inna epoka. Jak ktoś to próbuje porównywać do obecnych realiów, to po prostu nie zna się na piłce.
A wiele osób ma tendencję do porównywania piłkarzy z lat 70-tych do obecnie grających.
Tylko nie rozumiem po co? Przecież od tego czasu piłka nożna niesamowicie się zmieniła. Nasze życie także.
Karierę zawodniczą zakończył pan jednak dość wcześnie.
Przygodę z piłką zakończyłem już w wieku 28 lat. Jestem z zawodu inżynierem po Akademii Górniczo-Hutniczej, w pewnym momencie otrzymałem stypendium w Węgierskiej Górce w Odlewni Żeliwa. Dyrektor powiedział mi, że inżynierowi na stanowisku kierowniczym nie wypada ganiać za piłką ze swoimi podwładnymi. Zakład miał 2000 pracowników, a ja byłem jedną z siedmiu osób z wyższym wykształceniem. Młodszym czytelnikom trzeba uświadomić, że wtedy świat polskiej piłki nożnej wyglądał zupełnie inaczej. Większość klubów funkcjonowała albo przy zakładach pracy, albo była objęta patronatem wojska, czy milicji.
Na jakiej pozycji pan występował?
Grałem na lewej obronie, czasami w pomocy. Jednak nie byłem typem obrońcy jak obecnie np. Marcelo z Realu Madryt. Skupiałem się przede wszystkim na zadaniach defensywnych, nikt ode mnie nie wymagał włączania się w grę do przodu.
Skoro wszystko było inne, także futbolówką grało się zupełnie inaczej.
Żeby pan wiedział (śmiech) Piłki były skórzane, nie takie „plastiki” jak dzisiaj... A jak była mokra i ktoś taką dostał, to potrafiło zaboleć. Zresztą proszę sobie wyobrazić sytuację w której po niemal 90-ciu minutach gry w deszczu obrońca przyjmuje na siebie mocny strzał, od którego zablokowania być może zależy wynik meczu. Piłka nasiąknięta wodą, twarda, ciężka. Mogło zakończyć się kontuzją.
Po przygodzie z piłką w wykonaniu męskim przyszedł czas na stworzenie drużyny kobiecej.
Decyzja o założeniu klubu zapadła pod koniec roku 2003 roku i ze względów formalnych przez pierwszych kilka miesięcy występowaliśmy jako Autonomiczna Sekcja Piłki Nożnej Kobiet SKS Soła Żywiec. Do nowego sezonu w 2004 przystąpiliśmy już jako Mitech. Jest to nazwa naszego pierwszego – i do dziś głównego – sponsora, producenta chemii budowlanej. Klub założyliśmy razem z Tomaszem Bednarzem i Janem Łuczakiem, który był pierwszym trenerem.
I tak krok po kroku awansowaliście do Ekstraligi.
Ciężko na to pracowaliśmy, ale widząc uśmiechy na twarzach dziewczyn wiedzieliśmy, że było warto.
Co by pan określił jako największy sukces w historii klubu?
Zdecydowanie trzecie miejsce w sezonie 2015/16. Poza tym razem z AZS-em Wrocław, który dzisiaj jest już w strukturach Śląska, i Medykiem Konin jesteśmy klubem, który najdłużej nieprzerwanie występuje w Ekstralidze. Dla nas to bardzo ważne i wielki powód do dumy.
A jaka jest, lub była, najlepsza pańskim zdaniem piłkarka z Dumy Żywca?
Przez Mitech przewinęło się wiele dobrych piłkarek, jak Agata Droździk, Katarzyna Rozmus, Katarzyna Wnuk, Kinga Szemik... Kilka innych mógłbym tu jeszcze wymienić. Najważniejsze, że wszyscy idziemy w tym samym kierunku. Tworzymy, przynajmniej tak mi się wydaje, fajną ekipę.
Gdyby w przyszłości pojawiła się szansa walczyć np. o mistrzostwo, to chętnie by pan z tego skorzystał? Czy podchodzi pan do wszystkiego z dużym spokojem?
Przede wszystkim trzeba młodzieży stwarzać możliwość realizowania się sportowo. A na co to wystarczy? Na tę chwilę mamy taki potencjał, a jaka będzie przyszłość czas pokaże. Cieszymy się tym, co jest. Sport kształtuje charakter, wychowuje, pomaga zrozumieć życie. Mało kto to rozumie. Istnieje też coś takiego jak społeczna odpowiedzialność lokalnego biznesu. Lokalni przedsiębiorcy powinni pomagać młodzieży rozwijać zainteresowania. Nie można patrzeć na sport tylko przez pryzmat zysków lub strat. Można wygrywać inwestując duże pieniądze, ale nasz przykład pokazuje, że dysponując skromnymi środkami także można odnieść sukces.
W jakich realiach funkcjonuje Mitech?
Jesteśmy klubem z niewielkiej miejscowości, który nie ma wyższej uczelni, więc trudno zatrzymać najzdolniejsze piłkarki, ale i tak jakoś sobie radzimy. Opowiem panu krótką anegdotę. Kiedyś w Żywcu była taka sytuacja, że czworo na pięć urodzonych niemowląt było dziećmi piłkarek Mitechu. Inna kwestia jest taka, że jesteśmy klubem bezdomnym. Obecnie mecze ligowe gramy na boisku Czarnych Żywiec, a trenujemy w Lachowicach koło Suchej Beskidzkiej, około 30 kilometrów od Żywca. Bez niezbędnej infrastruktury nie zrobimy kroku naprzód. Lokalne władze się zmieniają, każdy coś obiecuje, a nie dzieje się właściwie nic.
Jakie wsparcie finansowe od władz lokalnych otrzymuje klub?
Około 20 tysięcy złotych. Może zabrzmi to dziwnie, ale całoroczna dotacja wystarcza mi na jeden wyjazd do Szczecina. Z Żywca do stolicy Pomorza Zachodniego jest mniej więcej 750 kilometrów, w obie strony 1500. Koszt wynajmu autokaru, hotelu, posiłków, itp. zabiera praktycznie wszystko, co dostajemy od miasta. Na jeden mecz. A dalszych wyjazdów jest więcej.
Skąd brały się częste rotacje na stanowisku trenera w ostatnim czasie?
Była taka sytuacja, że w całym powiecie żywieckim tylko trzech trenerów legitymowało się licencją UEFA A, którą musi posiadać szkoleniowiec, aby prowadzić drużynę w Ekstralidze. Wybór był więc bardzo skromny. Poza tym nie każdy, kto ma odpowiednie uprawnienia musi chcieć pracować z kobietami. Ściągnięcie trenera z odpowiednimi uprawnieniami do Mitechu było wyzwaniem, stąd między innymi rotacje w roli pierwszych szkoleniowców. Tak w naszej drużynie znalazł się krakowianin Maciej Wejner, obecny trener.
Kontynuacja sezonu ma jakikolwiek sens?
Nie wyobrażam sobie tego, na tę chwilę nie otwarto obiektów miejskich i nie mamy gdzie trenować. Dziewczyny pracują indywidualnie, podczas gdy część klubów prowadzi zajęcia w grupach. Oznacza to na przykład, że nie wszyscy byliby przygotowani tak samo, jeżeli rozgrywki miałby być kontynuowane. Poza tym dochodzi zapewnienie kwestii bezpieczeństwa piłkarek i organizacji samych meczów. Dalsze granie w obecnej sytuacji jest absurdem. Poza tym grać na pustych obiektach? Piłka nożna bez kibiców nie ma sensu.
Kryzys spowodowany koronawirsem odbije się bardzo negatywnie na lokalnych inicjatywach.
Już tak się dzieje. Część klubów nie wystartuje w przyszłym sezonie w konkretnych klasach rozgrywkowych, bo po prostu nie będzie miała za co. Trzeba zrobić bilans otwarcia i zapytać kluby, czy nadal chcą grać. W niektórych gminach jest tak, że władze zamroziły środki. Jeżeli ligi wrócą do grania, powinny być pieniądze. A jak nie, to pewnie nie. Zależy to też od czego, czy lokalny samorząd jest przychylny dla sportu na danym terenie. Niestety sportu od polityki nie da się oddzielić. Utrzymanie obiektu, opłaty do lokalnych WZPN, itp., na wszystko trzeba mieć pieniądze. Nieprawdą jest, że amatorskie granie nic nie kosztuje. Ucierpią wszyscy.
Czy jest jakaś obawa, że Mitech nie wystartuje w przyszłym sezonie?
Jak to w życiu bywa, powodem może być kwestia finansów. Lub ich braku. Do tego dochodzą wymogi licencyjne PZPN. Np. zatrudnienie w klubie lekarza, a to są niemałe koszty. Przecież za darmo pracował nie będzie, a w skali roku to jest niemały wydatek. Wysłaliśmy do związku nasz wniosek licencyjny i zobaczymy, jak zostanie rozpatrzony.
A co pan sądzi o tworzeniu kobiecych sekcji przez kluby męskie?
Włączenie żeńskiej drużyny w struktury klubu z Ekstraklasy nigdy nie da pozytywnych efektów. Takich historii już kilka było. W naszym kraju na razie jest na to po prostu za wcześnie.
Rozmawiał Dariusz Walory
Źródło: DziewczynyGola