Jan Szupina w STREFIE WYWIADU: z planami dalszego rozwoju klubu
Tytułem krótkiego podsumowania 10 lat funkcjonowania klubu TS Mitech Żywiec, w kolejnej STREFIE WYWIADU rozmawiamy z prezesem Janem Szupiną. Zapraszamy do lektury ciekawej rozmowy.
SportoweBeskidy.pl: Był rok 2004. Wówczas doszło do powstania klubu TS Mitech Żywiec. Jak wspomina pan tamten okres?
Jan Szupina: Zamierzenia utworzenia klubu żeńskiej piłki nożnej pojawiły się w Żywcu już wcześniej aniżeli w 2004 roku, gdy funkcjonował klub Czarni. Przy nim chcieliśmy utworzyć sekcję kobiecej piłki nożnej. Idea została jednak wyhamowana na dwa, trzy lata. Wchodziła w grę wtedy fuzja z Czarnych z Góralem. Po niej okazało się, że nowo ukształtowany klub nie jest zainteresowany wspomnianą sekcją. Dlatego też grupa zwolenników piłkarstwa kobiecego na Żywiecczyźnie, ze mną na czele oraz Janem Łuczakiem i Tadeuszem Bednarzem, postanowiła stworzyć oddzielny klub. Chcieliśmy wystartować już jesienią 2003 roku. Z początku działaliśmy jako autonomiczna sekcja Towarzystwa Sportowego Soła Żywiec i graliśmy pod szyldem TS Soła Mitech. Od sezonu 2004/2005 natomiast jako klub TS Mitech, którego ja zostałem prezesem, pierwszym trenerem Jan Łuczak, a kierownikiem do dziś pełniący tę funkcję Tadeusz Bednarz.
SportoweBeskidy.pl: Jakie były początki klubu?
J.Sz.: Jeśli chodzi o skład opieraliśmy się na uczennicach szkół ponadpodstawowych z regionu Żywiecczyzny. Zainteresowanie było wówczas duże, bo mieliśmy do dyspozycji ok. 40 zawodniczek. Ale, jak to bywa w przypadku młodych ludzi, nie wszystkie dziewczyny pozostały wierne tej dyscyplinie, zmieniając swoje zainteresowania, gdy nie czyniły postępów bądź przegrywały rywalizację z innymi zawodniczkami.
SportoweBeskidy.pl: A rozgrywki ligowe i debiutancki sezon?
J.Sz.: Zaczynaliśmy od gry w II lidze, która była wtedy rozgrywkami wojewódzkimi. Był to sezon 2004/2005. Już w kolejnym zajęliśmy 1. miejsce i uzyskaliśmy awans na szczebel pierwszoligowy. Zawsze mieliśmy natomiast w pewnym sensie „pod górkę”. Klub musiał korzystać z bazy treningowej na boisku Soły i obiektu Czarnych-Górala do rozgrywania meczów mistrzowskich. O ile więc wynik sportowy z każdym rokiem jest progresywny, bo wspomnę, że od pięciu lat startujemy w Ekstralidze, kończąc ubiegły sezon na 5. miejscu w Polsce, to porażkę działaczy Mitechu stanowi nieumocowanie klubu ma własnych obiektach. Czyniliśmy starania na terenie Żywca, ostatnio gminy Radziechowy-Wieprz. Niestety, jak na razie bezskutecznie, choć w tym staraniach nie zamierzamy się poddać.
SportoweBeskidy.pl: Mitech wreszcie doczeka się własnych obiektów?
J.Sz.: Mieliśmy ciekawe projekty, które chcieliśmy zrealizować w Żywcu i gminie Radziechowy-Wieprz, ale ubolewam nad tym, że mimo dobrych intencji spotkaliśmy się z odmowami. Iskierką nadziei dla klubu jest fakt, że w ostatnim okresie sprawami obiektów sportowych zainteresowany jest sam burmistrz Żywca Antoni Szlagor i wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Jarosław Gowin. W tym widzę szansę, że tym razem nasze starania zakończą się powodzeniem. Konkretów na razie nie ma, ale będziemy dalej myśleć nad rozwiązaniem sytuacji. Brak własnych obiektów to duże utrudnienie, które uniemożliwia dalszy postęp organizacyjny i sportowy naszego klubu.
SportoweBeskidy.pl: Wielokrotnie podkreślał pan, że Mitech Żywiec to klub, który opiera się na zawodniczkach z regionu. Taki jest pomysł na futbol na Żywiecczyźnie?
J.Sz.: Od początku jest taki pomysł, by przede wszystkim korzystać z własnych wychowanek bądź zawodniczek związanych z naszym regionem. Trudności wiążą się natomiast z bazą do właściwego przebiegu szkolenia. Taki proces rozpoczynać się powinien od 12. roku życia. Na przydatność danej zawodniczki „własnego chowu” do drużyny, trzeba poczekać około 5-6 lat. Zaznaczę, że od sezonu 2007/2008 klub prowadzi także drugą drużynę, która występuje na zapleczu Ekstraligi i w jej składzie są same wychowanki naszego klubu, które przeszły już przez „szkółkę” Mitechu.
Dopóki żeńska piłka nożna będzie sportem amatorskim, to ten kierunek rozwoju klubu i jego istnienia opartego na wychowywaniu młodzieży, będzie kontynuowany. Jeśli statut się zmieni, wprowadzi się w jakimś stopniu zawodowstwo, to można będzie się zastanawiać nad inną formułą działania klubu bądź częściową zmianą strategii.
Na razie rozwój klubów żeńskich odbywa się na bazie szkół mistrzostwa sportowego i wyższych uczelni o profilach sportowych. Po wycofaniu się Unii Racibórz, jako profesjonalne pozostają dwa kluby – Zagłębie Lubin, funkcjonujące w oparciu o KGHM i Górnik Łęczna, utrzymywany w oparciu o kopalnię węgla kamiennego „Bogdanka”. Reszta to kluby funkcjonujące głównie przy uczelniach. Tak jest we Wrocławiu, Krakowie, Katowicach, Poznaniu czy Koninie.
SportoweBeskidy.pl: A co w przypadku, gdy już ten sezon przyniesie Mitechowi miejsce na podium? Czasem trudniej taką pozycję utrzymać później, niż ją zdobyć…
J.Sz.: Już teraz brązowy medal daje tytuł drugiego wicemistrza kraju, a to byłoby dla nas znaczącej rangi osiągnięcie. Podkreślę w tym miejscu, że jako klub jesteśmy otwarci na przyjście do Mitechu zawodniczek „z zewnątrz”. Ale specjalnie nie zabiegamy o to. Chcemy opierać się mimo wszystko na regionie. Jesteśmy ewenementem w polskich warunkach, bo przez 11 sezonów z żadną zawodniczką nie podpisaliśmy profesjonalnej umowy na grę w klubie, na zasadzie kontraktowej. Grają w Mitechu same zawodniczki o statusie amatorek, które mogą zmieniać barwy klubowe po zakończeniu danego sezonu. A mimo to nie odchodzą.
SportoweBeskidy.pl: Czego to dowodzi w pańskiej opinii?
J.Sz.: Świadczy to o dobrym klimacie panującym w żywieckim Mitechu i stabilnych warunkach do uprawiania sportu. Służba medyczna, leczenie, opieka na odpowiednim poziomie – wszystko to w Mitechu jest zagwarantowane. A poza tym – jako prezes klubu mogę to powiedzieć – to, co jest z zespołem ustalone, jest później realizowane terminowo, co w polskim futbolu nie jest takie powszechne.
SportoweBeskidy.pl: Plany na przyszłość związane z klubem TS Mitech Żywiec?
J.Sz.: Pod względem sportowym chcemy utrzymać się wśród czołowych drużyn w kraju. Poza tym w jeszcze większym stopniu nastawić się na organizację własnej bazy sportowo-treningowej. Chcemy przestać być klubem „bezdomnym”. Ta baza, o której wspominałem w tej rozmowie jest niezbędna, by dalej funkcjonować. Zawodniczkom należą się podziękowania, że w tak trudnych warunkach dają z siebie wszystko, żeby klub osiągał coraz lepsze rezultaty. Pokazują swój góralski charakter. Ich ta sytuacja z brakiem własnego miejsca nie załamuje, a wręcz przeciwnie – dodatkowo mobilizuje.
SportoweBeskidy.pl: Dziękuję za rozmowę.
J.Sz.: Dziękuję.